Witajcie. Weszłam tylko na chwilkę, żeby coś napisać. Nie wiem, jak to będzie dalej, więc nie będę składać pustych obietnic. Posty mogą się pojawiać zarówno raz w miesiącu, jak co 2 dni lub co tydzień. Samej mi to trudno przewidzieć.
Najpierw kilka słów o Ashy i od Ashy :)
Okazało się, że jej rany są mniej poważne niż myśleliśmy i wczoraj została wypisana do domu. Obecnie odpoczywa i wraca do zdrowia.
Tajemniczy wampir na razie się nie pojawia. Przynajmniej ja go ostatnimi czasy nie widuję. Mam nadzieję, że sobie odpuścił.
Asha czuje się już lepiej, ale z powodu złamanej ręki nie jest w stanie pisać. Dlatego przekazuję Wam wiadomość od niej, następującej treści:
"Witajcie ludziska
Moje zdrowie nie pozwala mi przez jeszcze jakieś 3 tygodnie do Was pisać, ale się nie martwcie. Zakazałam Yoshi usuwać tego bloga i nakazałam jej zamieszczać posty w każdej wolnej chwili. Ale pamiętajcie, że ona za kilka miesięcy ma maturę.
Czuję się coraz lepiej i trochę męczy mnie to ciągłe leżenie. Na szczęście mam znajomych, których mogę męczyć rozmową. Nadal możecie mi zadawać różne dziwne pytania, bo codziennie z braku urozmaicenia, zaglądam na bloga.
Całuski
Asha"
Nie przejmujcie się jej nietypowym zachowaniem, jest obecnie na mocnych lekach ;p
A na zakończenie chciałam napisać o jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie o procesie transformacji, gdyż mailowo piszę z kilkoma osobami i został poruszony ten temat. Pozwoli Wam to też zrozumieć, co stało się z Ashą (zamierzam opisać przebieg tamtego dnia).
Sprawa wygląda następująco: pierwsza przemiana jest bardzo bolesna. To jakby ktoś łamał ci kości i zrywał ścięgna. Wbrew temu, co pokazują w filmach, sam proces nie trwa kilku sekund, a prawie 0,5-1 godzinę. Kolejne przemiany stają się mniej bolesne, ponieważ ciało przyzwyczaja się do transformacji i wytwarza specjalne endorfiny. Ja jestem wilkołakiem mniej więcej pół roku i u mnie ten proces trwa około 15-20 minut. Rekord w prędkości przejścia przemiany wynosi 7 minut 42 sekundy. Wilkołaki mają dziwny nawyk konkurowania we wszystkim xD Obecnie proces mojej przemiany ograniczył się do bólu głowy (jakby ktoś mi miażdżył czaszkę) i mrowienia/odrętwienia w całym ciele. Niemniej, zaraz po przemianie jestem otumaniona i działają u mnie instynkty wilka. Przez pierwsze kilka minut jestem dość niebezpieczna.
I to właśnie spotkało Ashę. Bardzo nalegała na to, żeby ją zabrać na którąś z przemian. Mniej więcej tydzień po pełni jest najbezpieczniejszy na przemianę i pozwoliłam jej iść ze mną. Postawiłam jej jeden warunek: ma pozostać w bezpiecznej odległości, schowana na drzewie. Oczywiście, wcześniej uprzedziłam ją o procesie przemiany. Niestety, nie posłuchała mnie i po tym, jak zobaczyła, że zwijam się z bólu na ziemi, zeszła z drzewa i podbiegła do mnie. Pamiętam to jak przez mgłę, ale chyba odrzuciłam ją łapą (byłam w połowie przemiany do pełnej formy). Zaraz potem, gdy dokończyłam przemianę i uzyskałam kontrolę nad sobą, wezwałam jednego z braci, który zawiózł ją do szpitala. Na szczęście, lekarze nie mieli żadnych podejrzeń. Ich diagnoza: atak dzikiego zwierzęcia, może niedźwiedzia.
Teraz mam zakaz samodzielnych przemian. Mogę jedynie w czasie pełni dokonać (przymusowej) transformacji pod okiem jednego z członków watahy.
Mam nadzieję, że ten post chociaż trochę Was zaciekawił.
Yoshike