wtorek, 21 maja 2013

Cały czas do przodu...

Uff, kolejna notka nadchodzi. Myślałam, że już nigdy nie znajdę chwili na napisanie do Was.
W moim życiu dużo zmian. Udało mi się podwyższyć kilka ocen, pospacerowałam po kilku ciekawych miejscach i... postanowiłam zostać wilkołakiem!
Ale zacznijmy od początku. W sobotę dostałam nietypową wiadomość. Pewna osoba poprosiła mnie o spotkanie. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale postanowiłam się przejść. Punktualnie o godzinie 20:00 zjawiłam się w klubie (oczywiście sprawdzili mój nowy dowodzik) i czekałam na tajemniczego rozmówcę. Możecie sobie tylko wyobrazić moje zdziwienie na widok wampira, który wysłał mi wiadomość.
Okazało się, że nazywa się Kacper i wampirem jest od 7 lat. Jest samotnikiem i chciał się podzielić ze światem historią swojego życia. Uważał, że mój blog najlepiej się do tego nadaje. Rozmowa, jaką z nim przeprowadziłam pojawi się już w ten piątek ("Wywiad z nieumarłym").
A co do mojego postanowienia. Ten pomysł zrodził się w mojej głowie już jakiś czas temu. Kiedyś pragnęłam zostać wampirem, ale po przeanalizowaniu plusów i minusów stwierdziłam, że nie chcę stać się potworem, pasożytem żerującym na innych.
Jakiś czas temu wspomniałam, że związałam się z klanem wilkołaków, aby zapewnić sobie ochronę. Postanowiłam skontaktować się z innymi watahami i wilkami, żeby dowiedzieć się jak to wygląda według relacji różnych stron (wiadomo, że wszyscy są subiektywni, ale jednak...).
Pierwszą osobą, z którą rozmawiałam na ten temat, był mój przyjaciel, który stał się jednym ze zmiennokształtnych za pomocą rytuału (wspominałam kiedyś o tym). Stwierdził, że życie jako wilk jest naprawdę super, ale zew księżyca jest potężny i trzeba dużo treningów i silnej woli, aby mu się oprzeć. Na początku też nie radził sobie z pierwotnymi instynktami. Opowiedział mi też, że w jednym stadzie nie może być dwóch alf, dlatego syn przywódcy (który dziedziczy cechę dominacji) zmuszany jest do opuszczenia watahy i założenia własnej rodziny, a odtąd naruszenie granicy równa się wypowiedzeniu wojny.
Kolejni wypowiedzieli się na ten temat przywódcy stad ze starej części miasta. Wyobraźcie sobie moje zdumienie, kiedy okazało się, że nie są wilkami (jak myślałam przez cały czas), lecz innego rodzaju zmiennymi: dzikołakami i niedźwiedziołakami. Dowiedziałam się od nich, że istnieją różnego rodzaju zmiennokształtni i zamieszkują odmienne tereny.
Postanowiłam zgłębić ten temat głębiej.  Pierwotnie zmiennokształtni zamieszkiwali kraje, w których naturalnie występowały ich gatunki (np: tygrysołaki- dżungla). W obecnych czasach można je spotkać wszędzie. I tak np. dowiedziałam się, że na Mazurach mieszkają gepardołaki, a niedaleko Auschwitz panterołaki.
Do tych drugich miałam bliżej, dlatego postanowiłam się tam wybrać  w długi weekend (z listem polecającym od władcy niedźwiedzi) i porozmawiać na temat ich życia. Bo zmiana w dzika lub niedźwiedzia mnie nie interesowała (bez obrazy).
Dowiedziałam się na miejscu, że wilkołactwo jest tak bardzo rozpowszechnione, gdyż to najbezpieczniejsza z transformacji. Wilkiem można zostać na wiele sposobów, ale żadna z nich nie spowoduje śmierci. Natomiast w przypadku zmiany w kotołaka lub niedźwiedziołaka, ryzyko śmierci jest dość duże. Jedynie silny organizm potrafi przeżyć taką mutację. Nie chodzi tutaj jednak o warunki fizyczne- jedna z przemienionych była delikatną dziewczyną o wzroście nie przekraczającym 1,65 m.
Rozmawiałam też na temat mojej ewentualnej przemiany. Miejscowe wilkołaki same zadeklarowały już jakiś czas temu, że z chęcią powitają mnie wśród swoich. Natomiast pantery poważnie kazały mi się zastanowić, bo później nie będzie już odwrotu. Jednak przed przemianą zaprosiły mnie do siebie, abym od wewnątrz przyjrzała się ich życiu. Umówiłam się także, że razem ze zmiennokształtną młodzieżą pojedziemy w tym roku na Woodstock.
Na dzisiaj to tyle. Do przeczytania
Yoshike (^_^)

piątek, 3 maja 2013

A jednak nie...

Przepraszam za lekkie opóźnienia, ale nie miałam jak poinformować Was, że wyjeżdżam na kilka dni na szkolenie. Niestety, nie miałam tam Internetu (u_u). W ogóle najbliższe kilka dni mam zwariowanych. Jutro jadę z koleżankami na spotkanie z Japończykami, w niedzielę siedzę na zamku, a we wtorek mam zawody konne na trasie crossowej.
Dostałam jakiś czas temu prośbę z dokładniejszym opisaniem wampirów. Nie wiem, czy jest to możliwe, ale postaram się spełnić tę prośbę.
Z biegiem lat wampiry stają się coraz bardziej odczłowieczone, to znaczy, że im starszy wampir, tym mniej w nim człowieka. Są niczym kameleon- wtapiają się w tło. Przyglądając się otoczeniu, dobierają strój i fryzurę do najnowszej mody. Sam tok ich myślenia jest bardzo różny od myślenia człowieka. Nie odczuwają żadnych uczuć- nie wiedzą czym jest miłość, a seks jest dla nich czymś w rodzaju sportu. Wiele wampirzyc dołącza do haremu władcy, aby zyskać bezpieczeństwo, gdyż samotny wampir jest narażony na wiele niebezpieczeństw i grozi mu śmierć. Chęć władzy to chyba jedyne uczucie jakie znają. Przypominają nieco zwierzęta- na partnera wybiera się najsilniejszego osobnika. Jest nawet u nich prawo, że niższe rangą wampiry nie mogą zakładać rodzin. Co więcej, należy pamiętać, że u nich nadal obowiązuje niewolnictwo. 
Wyglądem nie różnią się zbytnio od nas. Mają tylko bledszą cerę i czerwonawe tęczówki. 
A dlaczego są tak atrakcyjnie dla ludzi? Nie chodzi nawet o ich wygląd, lecz o rodzaj feromonów, które wydzielają, żeby przywabić ofiarę.
To chyba tyle na dzisiaj. Kolejna notatka już za kilka dni (^_^)