piątek, 25 grudnia 2015

Wesołych świąt

Chciałabym życzyć wszystkim spokojnych świąt, bezpiecznych od wszelkich istot paranormalnych i przede wszystkim spełnienia marzeń :)
To czas kiedy chociaż na chwilę można się zatrzymać, pomyśleć o bliskich... Tych, którzy świętują z nami i tych, którzy przeszli już na drugą stronę. Obyście żyli jak najdłużej :)
Wesołych Świąt!

wtorek, 15 grudnia 2015

Rozmnażanie międzygatunkowe

W sumie wczorajszy komentarz, na który odpowiedziałam skłonił mnie do zagłębienia się w temat krzyżówek genetycznych i tego podobnych spraw. Będąc na obecnym etapie życia mam o wiele bogatszą wiedzę na ten temat niż chociażby rok temu. Nie chce mi się rozpisywać dokładnie wszystkich możliwości, ale postaram się opisać przynajmniej te najpopularniejsze.
Oczywiście, jeżeli jakaś konkretna istota paranormalna Was interesuje, to piszcie, a postaram się o niej też napisać.

WILKOŁAKI I INNI ZMIENNOKSZTAŁTNI
Jest to gatunek mający najszersze możliwości rozmnażania się, ponieważ mogą mieć potomstwo praktycznie z każdą rasą zdolną do spłodzenia dziecka. Jednak z powodów moralnych i swojej ideologii dopuszczają do krzyżówek jedynie z przedstawicielami swojej rasy i ludźmi, chociaż zdarzają się przypadki dzieci np. wilkołaków z innymi zmiennokształtnymi.
Gen zmiennokształtności jest genem dominującym, więc w przypadku dziecka z człowiekiem, potomek będzie na pewno zmiennokształtny i rzadko stosuje się wyróżnik półkrwi lub czystej krwi.
Natomiast w przypadku dwóch rodziców zmiennokształtnych, dziecko otrzymuje losową "rasę". Np. matka lis i ojciec pantera mogą mieć bliźnięta dwujajowe, z których każde odziedziczy inną zmiennokształtność (jedno będzie lisem, drugie panterą) lub oba odziedziczą jedną zmiennokształtność (lis).
Zapomniałam dodać, że zmiennokształtność dotyczy tylko gatunków zwierząt drapieżnych. Mamy orły, niedźwiedzie, pantery, wilki, lisy itp., ale nie ma królików, zebr, zająców czy saren. 

WAMPIRY
Są znane wampiry czystej krwi będące z linii Kaina, które nie zatraciły zdolności rozmnażania się, ale i tak potomstwo ich nie ma 1/100 szans przeżycia. Dlaczego mogą mieć dzieci? Wielu próbuje to wytłumaczyć jako efekt tego, że ich ojciec został stworzony, a nie przemieniony, więc nie musiał umrzeć, aby stać się wampirem. Podobnie jest z jego potomkami, którzy się urodzili, a nie zostali zmienieni. Mogą się oni krzyżować tylko między sobą. Kobietom trudno zajść w ciążę i zazwyczaj nie są w stanie utrzymać ciąży. Kolejnym problemem jest śmiertelność niemowląt- praktycznie całkowity brak odporności + zagrożenie w postaci innych wampirów.
Przejdźmy jednak do tematu osób przemienionych w wampiry. Kobiety od razu tracą możliwość zajścia w ciążę, natomiast mężczyzna jest w stanie mieć dzieci przez pierwsze 72 godziny od przemiany. Jest to spowodowane tym, że plemniki dopiero po takim czasie obumierają. Dzieci z takiego związku są nazywane dhampirami i wykazują cechy obu gatunków: są silniejsze, zwinniejsze, mają lepsze zmysły, ale dalej są śmiertelne (chociaż żyją dłużej niż przeciętny człowiek, a objawy starzenia się widoczne są dopiero koło 60.-70. roku życia) i mogą funkcjonować w normalnym społeczeństwie. W dawnych wiekach wykorzystywano takie dzieci do polowań na wampiry.
Dhampiry nie mogą mieć dzieci z żadnym gatunkiem, są po prostu bezpłodne. Nawet próba in vitro lub podobnie działające metody nie przynoszą rezultatów. Dhampirzyce nie mają okresu.

UPADŁE ANIOŁY
Nie mogą mieć dzieci między sobą, a jedynym wyjściem na spłodzenie potomka jest kontakt z człowiekiem. Jak pewnie się domyśliliście, dzieci takie to Nefilimi. Z nimi jest taki problem, że trudno oszacować ile dzieci pozostaje człowiekiem, a ile staje się bliższe aniołom. Większość żyje normalnie, ich zdolności są uśpione. Budzą się dopiero w kontakcie z innym Nefilimem lub Aniołem. Inne istoty nie mają wpływu na ich "metamorfozę".
Nefilim może być zarówno kobietą, jak i mężczyzną. Może mieć płodne potomstwo z ludźmi, a także Upadłymi w przypadku kobiet. Jeżeli ulega przebudzeniu to staje się po prostu Upadłym Aniołem i tak naprawdę tylko kobiety Nefilim da się rozpoznać właśnie przez fakt, że pierwsi Upadli byli tylko mężczyznami.

SUKUBY/INKUBY
Ogólnie nazywam ich sukkubami. Mogą mieć dzieci między sobą, ale słyszałam o przypadkach dzieci także z ludźmi i zmiennokształtnymi.
Jest błędne założenie, że to jakiś odłam Upadłych Aniołów. Sukkuby są znacznie starszą rasą.
Ich dzieci przystosowują się do środowiska, w którym żyją, ale i tak muszą "karmić" się w sposób... jakby to określić... "demoniczny". Mieszańce nie dziedziczą nieśmiertelności, czyli w przypadku dziecka człowieka i sukkuba będzie to ok. 80 lat. Dziecko z wilkołakiem będzie żyło według lat wilczego rodzica.

To by było tyle na dzisiaj... Nie wiem, kiedy będzie kolejny post...

poniedziałek, 14 grudnia 2015

I w końcu ten setny post

Dzisiaj będzie krótko i nie na temat...
Przetrząsnęłam komentarze i odpowiedziałam na część. Zazwyczaj odpowiadam na te z ostatniego postu.
Wszystkie komentarze w stylu: "Zmień mnie w wampira..." itp. od razu są usuwane i nawet nie czytam ich do końca, bo traktowane są jako spam.
Część w ogóle google traktuje jako spam i staram się nie zapomnieć sprawdzić także tego folderu, bo niekiedy zdarzają się jakieś konstruktywne wypowiedzi :)

Widziałam, że podczas mojej nieobecności niektórzy pisali do mnie maile, ale naprawdę nie mam czasu na nie odpisywać. Poza tym obawiam się, że większość mogła zostać skasowana, bo miałam przepełnioną skrzynkę.
Niemniej na razie należy uznać, że kontaktu ze mną jako tako nie ma. Chyba, że ktoś chce, żebym założyła forum i tam po prostu można by pisać.
Mail, gg i inne rzeczy na razie są niedostępne.
Postaram się jak najszybciej pozamykać swoje sprawy i znaleźć czas na sprawy blogowe.

Poza tym chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom za to, że jesteście. Bez Was blog nie mógłby istnieć, a i pewnie ja nie zawitałabym tutaj ponownie. Gdyby nie te kilka protestów, w ogóle nie byłoby już "Mojego wampirycznego ja".

Ktoś kiedyś zapytał o tytuł i sugerował, że miałam być wampirzycą, tylko zmieniły się plany. Otóż postanowiłam z okazji 100 posta, wyjaśnić nazwę.
Długo zastanawiałam się nad nazwą bloga i jakoś tak po namyśle stwierdziłam, że to może być dobra nazwa. Chodziło o moje zafascynowanie wampiryzmem i poszukiwanie prawdy o mitycznych istotach, czyli tę cząstkę serca, którą poświęciłam tej pasji. Nie miało to w sumie nic wspólnego z tym, że jestem człowiekiem, wilkołakiem czy elfem. Wiązało się właśnie z uczuciami.
Dzisiaj wiem, że świat jest o wiele bardziej skomplikowany niż na początku mi się zdawało. Bardzo trudno widzieć świat w czarno-białych kolorach, bo okazuje się, że występuje w nim też wiele kolorów szarości...

poniedziałek, 7 grudnia 2015

To już prawie 100 postów

Bardzo wzruszyły mnie ostatnie komentarze... Nie myślałam, że jeszcze ktokolwiek to czyta :)
Dla osób, które zastanawiały się czemu ich odpowiedzi na post się nie pojawiały od razu: włączyłam funkcję zatwierdzania komentarzy, ponieważ wiele osób robiło mi spam i potem trudno było się połapać. Teraz zatwierdzam to, co ma się pojawić.

Akurat wczoraj miałam dość nieciekawą sytuację. Jestem nowym strażnikiem w mieście i niestety nie wszystkie zasady jeszcze znam. Niedziele mam zazwyczaj wolne, więc postanowiłam pochodzić trochę po sklepach... Spotkałam tam grupę sukkubów na polowaniu i postanowiłam ich poobserwować i w razie czego interweniować.
Nie wiedziałam tylko, że mają pozwolenie, a po drugie od razu mnie wyczuli (lata treningów poszły najwyraźniej do kosza). Po trzecie: miał ich na oku jeden ze starszych osób pilnujących porządku wśród nadprzyrodzonych.
Dostałam ostrą reprymendę za moją nadgorliwość... To by było jeszcze spoko... Spodziewałam się, że mnie zawieszą... Ale nie! Zrobili jeszcze gorzej. Przydzielili mnie do tego kolesia. Czasami boję spojrzeć się mu w twarz. Ma bliznę biegnącą mu przez oko i cały policzek... I jest mrukiem, a ja uwielbiam gadać...
Spodziewam się, że najbliższe miesiące okażą się męczące i trudne...
Pozdrawiam

wtorek, 1 grudnia 2015

Łatwo mierzyć siły na zamiary....

Planowałam pisać posty regularnie... Ale to jest trudne jak pozbawią Cię laptopa i telefonu, po czym wywiozą Was na trening wysoko w góry. Było zimno, ale z tygodnia na tydzień przyzwyczajałam się do nowych warunków. Mieszczuch w dziczy. Na początku słyszałam ciągle dogryzania, ponieważ byłam jedyną, dla której to była nowość.
Obecnie jestem już po. Zostałam skierowana do jednego z polskich miast i zostanę tutaj na dłużej. Można powiedzieć, że prowadzę "podwójne" życie. Chodzę na uczelnię i ciągle pilnuję czy coś się nie dzieje. Miasta mają swoje własne prawa wobec relacji nadnaturalni-ludzie i ciężko to wszystko było spamiętać.
Jak na razie wszystko się uspokoiło. Najgorzej jest pilnować nowoprzebudzonych, ponieważ są nieprzewidywalni. Inną sprawą jest uczelnia. Nawet nie wiedziałam, że tylu nadnaturalnych kształci się i korzysta ze studenckiego życia.

Nie wiem czy będę dalej pisać. Teraz... po tak długim czasie od jego założenia... Powiem szczerze: zastanawiam się czy nie usunąć bloga...

piątek, 17 kwietnia 2015

Powrót do domu

Dobra! Nie ma co dalej płakać. Dzisiaj wróciłam do kwatery i w końcu poczułam się jak w domu. Teraz, gdy babci już nie ma, są moją jedyną rodziną i wiem, że mogę liczyć na ich wsparcie. Nauczyciele na razie trochę mi odpuścili i nawet chcieli przedłużyć mi "wakacje", ale mam dość bezczynności i od jutra zaczynam treningi. Uff... Może to mi pomoże.
Chłopaki chodzą koło mnie na palcach i są widocznie skrępowani. Chyba nie mają pojęcia jak mnie pocieszyć. Za to na szafce znalazłam figurkę przedstawiającą moją babcię i gromadkę dzieci siedzącą wokół niej (sytuacja ze zdjęcia z dzieciństwa) i wydaje mi się, że zrobił ją dla mnie Koliber. Największe oparcie mam w Kalii i mojej ciotecznej siostrze Patrycji, która niedawno do nas dołączyła (na razie jest na okresie próbnym, ale obie jesteśmy pewne, że zostanie z nami).
Muszę jeszcze rozpakować torbę i poroznosić zamówienia. Rzadko wypuszczają nas na miasto... Ba! W ogóle poza teren Kwatery...Więc przed moim wyjazdem nazbierała się dość pokaźna lista. M.in. żelki, lakier do paznokci, chipsy, cukrowy baranek itp. itd.
Kończę, bo właśnie przyszli kolejni po odbiór przesyłki ;)

piątek, 10 kwietnia 2015

Trudne chwile

Jak już wspomniałam, moja babcia opuściła ziemię, aby połączyć się z przodkami. Nie ma z tym nic wspólnego jakaś nadnaturalna siła- po prostu była już wiekową kobietą. Na jej pogrzeb zjechała cała rodzina i po raz pierwszy mogłam się przekonać jak wielki klan stanowimy.
To był jednak dopiero początek smutnych wydarzeń. Przywództwo nad Zgromadzeniem przejęła ciotka... Nie ma ona zbyt dobrego mniemania o innych rasach i postanowiła wcielić swoją własną wizję kowenu w życie. Na pierwszy ogień poszliśmy wszyscy, którzy "splamili" rodzinę: ja (wilkołak), kuzynka, której mąż jest Upadłym i jeszcze kilka tym podobnych osób.
Co oznacza u nas banicja? Po pierwsze brak dostępu do wiedzy przodków. Po drugie zerwanie kontaktów z nami. Pozostali mogli albo sprzeciwić się i dołączyć do nas, albo podporządkować się decyzji ciotki. Większość zdecydowała się na drugą opcję.
Nie mam siły więcej o tym pisać. Wybaczcie, ale spróbuję w końcu zasnąć...

środa, 8 kwietnia 2015

Żałoba...

Wybaczcie mi... Moja babcia nie żyje i nie mam na razie sił, żeby pisać. Obiecuję, że w piątek wszystko wyjaśnię :'(

piątek, 13 marca 2015

Niedowierzanie

Właśnie wróciliśmy do pokoju i nadal jesteśmy oszołomieni. Wszyscy nam gratulowali. Nawet uściskałam z radości Rina, by po chwili odskoczyć zażenowana.
Już przechodzę do rzeczy. Otóż podczas dzisiejszych rozgrywek drużynowych dotarliśmy aż do półfinałów, co jest dla nas dużym osiągnięciem, ponieważ trenujemy razem zaledwie od września. Nawet nasz opiekun-trener był z nas dumny i pozwolił nam jutro wieczorem użyć teleporteru, żebyśmy mogli pójść do jednego z klubów i "zrelaksować się". Niemniej w niedzielę o 5 rano mamy być gotowi na placu, więc zapewne nie obędzie się bez specyfików na kaca.
Ale plus jest taki, że w niedziele mam zajęcia razem z Kalią :) Takie małe pocieszenie... Przynajmniej nie będę musiała przez cały dzień biegać jak chłopcy. Już sobie ich wyobrażam... takich skacowanych xD

piątek, 6 marca 2015

Historia Kalii

Każdy ma powód do narzekania na rodzinę. U Kalii też się znalazł, jednak moim zdaniem w jej przypadku jest uzasadniony.
Jej matka była typową imprezową dziewczyną, która w wieku 17 lat zaszła przez "przypadek" w ciążę. Dzieckiem nie chciała się zajmować, więc oddała je na wychowanie dziadkom, bo przecież tamtego faceta nie mogła powiadomić, że zostanie tatusiem.
Od dzieciństwa Kalia wykazywała dziwne zdolności: rozmawiała z niewidzialnymi przyjaciółmi, znikała na kilka godzin z domu, bo "chciała się pobawić z leśnymi przyjaciółmi", znosiła do domu przeróżne zwierzątka (kotki, żaby, jaszczurki, wiewiórkę).
Najgorsze przyszło, gdy skończyła 12 lat. Jej moc zaczęła szaleć i dziadkowie zaczęli się bać. Uważali, że z nią jest coś nie tak. Całkowicie zakazali jej używać magii, wysłali do księdza i musiała chodzić do psychologa.
Zaraz po 18. urodzinach spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się. Załatwiła sobie pracę w barze, a od jednego klienta dowiedziała się o klubach dla istot paranormalnych i powiedział, że jest członkiem Sojuszu Hekate i gdyby chciała, to może tam dołączyć.
Zarówno ja, jak i Wy, wiemy, jaką decyzję podjęła. Po zakończeniu treningów Kalia pragnie pracować jako barmanka w jednym z takich klubów magicznych.

Wiem, że post dość krótki, ale tak naprawdę nie ma, co więcej się rozpisywać. Jedyne, co mogę dodać- zapytałam się jej czy próbowała odnaleźć ojca, ale stwierdziła, że nie czuje takiej potrzeby, a poza tym nie miałoby to sensu, ponieważ nie odegrał w jej życiu dotychczas żadnej roli.

niedziela, 1 marca 2015

Trochę o duchach i zaklinaczach

Temat okazał się trudniejszy niż przypuszczałam, dlatego tak długo zajęło mi jego napisanie. 
Zapewne wielu obiło się o uszy istnienie takiego serialu jak "Zaklinaczka dusz"  i możliwe, że to właśnie to zainspirowało czytelnika do napisania prośby z przedstawieniem jak to jest w rzeczywistości.

ZAKLINACZE
1. Tabliczka ouija
Dzięki tej metodzie każdy może skontaktować się z zaświatami, ale jest to niebezpieczne. Przy przywoływaniu musi brać udział 3 lub 6 osób. Duch odpowiada przesuwając wskaźnikiem po tabliczce. Jest to też najłatwiejszy sposób na kontakt z duchami.
Dowiedziałam się, że wyznawana religia znacząco wpływa na rodzaj przywoływanej osoby. Chrześcijanom i ateistom najczęściej udaje się przywołać diabła, szatana itp. oraz mogą zostać opętani.
2. Medium
Niektóre osoby są w stanie zobaczyć ducha i przekazywać jego słowa lub stać się naczyniem dla duszy, by sama mogła przekazać wiadomość. Do tego trzeba mieć naturalne predyspozycje, występują niezwykle rzadko w starych magicznych rodach.
Także dzieci, których dusze nie są skażone i nie negują tego, co widzą, są w stanie zobaczyć ducha. Przykładem są zmyśleni przyjaciele.
3. Śpiewacze
To także osoby obdarzone magicznymi zdolnościami. Mają w sobie specyficzną moc, która przyzywa do nich duchy. Sama ich obecność w danym miejscu może powodować wyzwolenie się mocy... stąd np. nawiedzone domy.
Zazwyczaj w takiej sytuacji nie pomagają egzorcyzmy i inne praktyki magiczne, a jedynym wyjściem jest wyprowadzenie się z takiego miejsca.

DUCHY
1. Umartwione dusze
W naszym świecie, ale na innej płaszczyźnie mogą zostać dusze osób, które nie przeszły na drugą stronę. Dzieje się tak z różnych powodów. Czasami nie zdają sobie sprawy, że są martwi albo zginęli nagle. Znane są także inne przypadki: nie pożegnali się, bali się przejść w Zaświaty, zostawili niepozałatwiane sprawy, byli zbytnio przywiązani do spraw materialnych. Takim osobą można pomóc i zaprowadzić ich do istoty, która czeka na nich na końcu tunelu.
Tego rodzaju duchy nie stanowią zagrożenia.
2. Poltergeisty
Jest to negatywna energia lub dusza, która doznała krzywdy bądź była zła. Często w miejscach śmierci, morderstw zostaje ślad astralny- emocje towarzyszące tej osobie w chwili śmierci.
Mogą wyrządzić żyjącym w tym miejscu ludziom krzywdę (nie bezpośrednio), chociaż najczęściej ograniczają się do trzaskania drzwiami. Niemniej mogą rzucać szklankami, nożami i innymi niebezpiecznymi przedmiotami, jeżeli chcą się kogoś pozbyć, a inne metody nie skutkują.

Z mojej strony to tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że jest to zadowalający Was post.
Koszmarnego dnia ;)

piątek, 27 lutego 2015

Stopnie w społeczności

Dzisiaj miałam napisać historię Kalii, ale zmieniłam zdanie i najpierw napiszę Wam o stopniach, jakie występują w Sojuszu Hekate :)
Nie są one oficjalne. Nie wiadomo, kto je wymyślił, ale przyjęły się i są przekazywane kolejnym "pokoleniom".

"Obcy"- to osoba, która dopiero przyjechała; ten stan trwa około 2-3 dni, czyli do czasu, kiedy dochodzi do wzajemnego poznania
"Terminiak"-osoba, która chce rozeznać czy pasuje do tego miejsca, zazwyczaj trwa to do 2 tygodni
"Nowicjusz"-inicjowany, który dopiero rozpoczyna trening, długość trwania uzależniona jest od całej grupy, okres około 2-5 lat
"Wtajemniczony"- to czas doskonalenia umiejętności i obserwowania bardziej doświadczonych członków społeczności oraz pomocy w wykonywaniu misji; zaliczenie tego etapu jest decyzją grupy dowodzącej (przeciętnie 5-8 lat)
"Iluminatio"(oświecony)- czas samodzielnej pracy w grupie; jest to "praca" na czas nieokreślony i może trwać aż do śmierci, chociaż z czasem następuje u większości osób syndrom wypalenia i przechodzą w czas spoczynku
"Domownicy"- to właśnie iluminatio w spoczynku oraz wszyscy Ci, którzy uważają, że nie nadają się do walki, ale jednak woleliby pozostać i pomóc wspólnocie
"Weteran"-jest to można powiedzieć, że najwyższy OSIĄGALNY status; jak na razie mają go tylko Ci, którzy od początku angażowali się w rozwój "rodziny"; jest wśród nich także moja była współlokatorka; nikt nie zna kryteriów przyznawania go
"Założyciel"- jest ich obecnie 6-ciu (jeden zginął); to z ich inicjatywy powstał Sojusz Hekate i tylko dzięki nim mógł powstać; jedni z najsilniejszych (i najstarszych)

Okres "Obcego" i "Terminiaka" to najmniej pewny czas, gdyż mniej więcej 2/3 z nich rezygnuje. W tym czasie wszyscy mieszkają w jednej dużej sali znajdującej się na obrzeżu terenu. Jedynie, co robią to przyglądają się już inicjowanym osobom.
"Nowicjusz" i "Domownik" zamieszkują w głównym budynku w przydzielonych salach, gdzie mieszkają grupami. Ci pierwsi są skupieni na treningu, a drudzy dbają o cały kompleks (sprzątają, hodują rośliny i zwierzęta, gotują itp.).
"Wtajemniczony" jest w ciągłym ruchu. Nie ma stałego zamieszkania. To oni są odpowiedzialni za patrole i składanie raportów o sytuacji na danym terenie.
"Iluminatio" i "Weterani" mają własne mieszkania, mogą chodzić na studia i podjąć zwyczajną pracę, jednak pozostają w stałej gotowości i meldują się raz na tydzień. Zazwyczaj członkowie poszczególnych drużyn mieszkają blisko siebie na przydzielonym im terenie.
"Założyciele"- nie do końca wiadomo, gdzie przebywają. Często przebywają w centrali, ale równie często są poza nią.

To tyle na dzisiaj. I obiecuję, że za tydzień już na 100% będzie historia Kalii
Pozdrawiam
Yoshike

piątek, 20 lutego 2015

Lekkie nagięcie regulaminu i utrata ładowarki

Nienawidzę wprost monotonii... To mnie wprost zabija.
Niemniej wpadłam na głupi pomysł, żeby zrobić kawał trenerowi. Dzięki pomocy Kalii udało mi się przywrócić nieco magicznych umiejętności (nie miałam nawet o tym pojęcia xD).
Postanowiłam je "przetestować" podczas śniadania. Zamieniłam trenerowi cukier w sól, kiedy wsypywał ją do herbaty, jego kurczak nagle uciekł z talerza, a sznurówki same się związały ze sobą.
Wiem, że to trochę dziecinne i nie powinnam tego robić, ale naprawdę zaczynałam się już tym wszystkim nudzić.
Niestety dość szybko znaleziono sprawcę "całego tego bałaganu". Ha! Los okazał się dla mnie łaskawy i za wstawiennictwem jednego z "Weteranów", jedyną karą było odebranie wszelkich ładowarek do sprzętów na 1,5 miesiąca i zobaczenie jak sobie poradzę z ograniczonym zasobem energii. Było jedno ale: mogę stosować magię, ALE innym nie wolno mi w tym pomagać :/

Skończyło się na tym, że nie byłam w stanie sobie poradzić za pomocą magii, jednakże dzięki Kolibrowi znalazłam na to sposób. Kupiłam w sklepie elektronicznym nową baterię do laptopa i poprosiłam o jej naładowanie. Obsługa dziwnie na mnie patrzyła, ale zrobili to... dzięki lekkiej "perswazji".

Niestety wiążę się to jeszcze z inną sprawą. Zmieniono nieco mój rozkład zajęć podczas całego tygodnia. Jednak się nie martwcie- piątki pozostały bez zmian.
Po prostu w soboty i niedziele zamiast treningów fizycznych mam umysłowe razem z Kalią, co mnie bardzo cieszy :D

piątek, 13 lutego 2015

Historia Rina

O Rinie i Kalii wiem chyba najwięcej. O tym pierwszym ze względu, że praktycznie całe dnie spędzamy razem, a o niej, bo razem przesiadujemy w piątki :)

Dzisiaj jednak chcę się skupić tylko na przyjacielu. 
Jego historia nie jest wesoła i idealna. Miał zaledwie 5 lat, gdy na świat przyszedł jego młodszy brat, a ojciec stracił pracę i zaczął pić, przez co 2 lata później opuściła ich matka. Przez pewien czas Rin próbował opiekować braciszkiem i chodził do szkoły, ale pod koniec podstawówki miał dość.
Próbował znaleźć matkę i nawet mu się udało, ale stwierdziła ona, że ma już nową rodzinę i swojemu nowemu mężowi nawet nie powiedziała o nim.
Skończył liceum, bo chciał coś osiągnąć i zamierzał iść na studia, ale niestety nie został przyjęty, co go załamało. Wtedy też wpadł w "złe towarzystwo". Zaczął pić i ćpać razem z punkami. Zaczął się też ubierać tak jak oni. Ręce miał całe pocięte. Rzadko wracał do domu.
Tego feralnego wieczoru nie ćpał, ponieważ zamierzał odwiedzić brata, któremu udało się "wyjść na ludzi" (studiował). Niestety wybrał nieodpowiednią drogę o nieodpowiednim czasie. Wychodząc przez dziurę w płocie, zobaczył wampira pożywiającego się ludzką krwią.
Resztę wydarzeń pamięta jak przez mgłę. Wie tylko, że nie został ugryziony, a raczej jakaś rozmazana smuga rzuciła się na niego i pchnęła go nożem w brzuch, a potem zostawiła go, żeby się wykrwawił. Najprawdopodobniej miało to wyglądać na jakieś porachunki.
Widzicie, po całkowitym osuszeniu, ciało ludzkie zamienia się w proch.
Kiedy go znaleziono, był na granicy śmierci i jedynym wyjściem była przemiana go w wampira. W Sojuszu Hekate panuje zwyczaj, że w przypadku znalezienia kogoś umierającego/rannego podczas patrolu, ratujemy go "na wszelkie możliwe sposoby".

Jak możecie przypuszczać, po przebudzeniu nie był z tego faktu szczęśliwy i pierwsze, co zrobił, to pobił wampira, który go ocalił. Dwie osoby musiały go przytrzymać.
Niemniej nadal jest nieco zły za przemianę, ale powoli oswaja się ze swoją nieśmiertelnością.

Jest jeden plus tego wszystkiego- pozwoliło mu to na lekkie ogarnięcie się i skończenie z nałogami. Obecnie jedynie strój jest świadectwem jego niechlubnej przeszłości. Pozostał z bratem w telefonicznym kontakcie (nie wtajemniczając go w całą sytuację). Jednak żyje ciągłą świadomością, że będzie za niedługo musiał zerwać wszelki kontakt...

Następne notki napiszę o tym, dlaczego zabrano mi ładowarkę do laptopa i kilka słów o historii Kalii ;)
Koszmarnego wieczoru
Yoshike

piątek, 6 lutego 2015

Trening

Widzicie, każdy z drużyny ma swoją pozycję i funkcję do spełnienia. Jak na razie nie potrafimy się dograć.
Ja i Rin jesteśmy osobami od brudnej roboty- atakujemy bezpośrednio. Koliber jest kimś w rodzaju "ratownika", czyli jego zadaniem jest wydostać nas, jak wpadniemy w tarapaty. Kartezjusz robi za kierowcę (załatwia transport). A Kalia jest specem od łączności.
Jak na razie wygląda to tak, że razem z Rinem i Kolibrem czujemy się jak w wojsku: pobudka o 5 rano i mamy 10 km bieg z obciążnikami na nogach i rękach, potem śniadanie i nauka jakichś durnych rzeczy, z których nic nie rozumiem. Następnie obiadokolacja i tor przeszkód aż padamy ze zmęczenia. Na koniec zimny prysznic i kolejny bieg na 10 km z obciążeniem. Po powrocie interesuje nas tylko łóżko i sen (to mniej więcej 1:00 w nocy).
Kartezjusz ma o wiele lepiej, bo uczy się z czego składa się samochód, jak je kraść itp. I tylko rano z nami biega. Poza tym po obiedzie idzie na plac, gdzie uczy się jak się nie zabić (i innych) łamiąc wszystkie przepisy drogowe.
Kalia to w ogóle ma najlepiej. Ma tylko rozgrzewkę- coś jak na wf'ie, a potem czeka ją tylko wysiłek umysłowy. Chociaż może nie powinnam mówić, że TYLKO, ponieważ zazwyczaj po obiedzie tak się źle czuje (głównie z powodu bólu głowy), że zasypia. Nie wiem na czym dokładnie polega jej trening, ale na pewno jest związany z magią żywiołów, telepatią i hipnozą.
Jedyny "luźniejszy" dzień, to właśnie piątek (dlatego w ten dzień publikuję posty). Zazwyczaj zaczyna się od wspólnego treningu (bieganie przez 10 minut, pompki, brzuszki, czołganie się i wspinaczka), po czym bierzemy prysznic i jemy śniadanie. Potem mamy rozgrywki między drużynami- ma to pokazać nasze postępy, a w finale wyłonić grupę, która pójdzie na misję i jeżeli ją zda, to przestaną być "Nowicjuszami", a staną się "Wtajemniczonymi".
Jak już wspominałam wcześniej, nam dość daleko do ukończenia tego stopnia, więc zazwyczaj już od 8:17 mamy wolne (po rozgrywkach, które zaczynają się o 6:00, reszta dnia jest tylko dla nas).
Każdy robi wtedy, co chce. Ja i Kalia zostajemy w pokoju (mieszkamy wszyscy razem), by poświęcić się rozmowie, komputerowi i babskim sprawom. Reszta towarzystwa gdzieś znika.
No i 2 razy w miesiącu jesteśmy zabierani do różnych miast, gdzie sprawdzana jest nasza umiejętność obserwacji i wtapiania się w tłum. 
Na dzisiaj to już wszystko, bo pada mi bateria w laptopie, a ładowarkę zabrano mi za złamanie regulaminu...
Pozdrawiam
Yoshike

PS
Jeżeli kogokolwiek zaczęło dziwić, dlaczego mogę komentować bloga w inne dni, to odpowiedź jest dość prosta: telefon+ internet+nieuwaga trenera :P

piątek, 30 stycznia 2015

Troszkę organizacyjnie

Po pierwsze: chcę wszystkich Czytelników przeprosić- za to, że tyle razy zawaliłam.
Po drugie: mam taki spam w komentarzach i na poczcie, że prędko na to nie opiszę. Umówmy się po prostu tak: napiszcie maile do mnie jeszcze raz (żeby mieć pewność szybkiej odpowiedzi, ponieważ wszystkie wiadomości trafiły do osobnego folderu i dopiero mam zamiar je posegregować, bo większość z nich nadaje się tylko do kosza lub folderu spam), a pytania z poprzednich komentarzy piszcie pod tym postem, bo sami wiecie, ile się tego nazbierało, a tak to prawdopodobnej odpowiedzi możecie oczekiwać jeszcze tego samego dnia koło 19:30 lub najpóźniej dnia następnego o tej samej porze.
Po trzecie: z mojej strony obietnica- KOLEJNY RAZ NIE ZNIKNĘ! I tym razem mówię to poważnie, ale wiem, że straconego zaufania tak szybko nie odzyskam...

I ostatnie, o co chcę Was prosić: jeżeli macie jakieś tematy, które chcecie poruszyć na blogu, pytania lub problemy, które zainteresowałyby wszystkich i/lub oni też mogą mieć takie problemy, to piszcie, a obiecuję, że jeżeli temat będzie ciekawy, to pojawi się na blogu (o ile nie będziecie mieć nic przeciwko).

Pozdrawiam
Yoshike

PS
Cieszy mnie moderacja komentarzy, ponieważ przynajmniej spam się już więcej tutaj nie pojawi :D

Dobre i złe decyzje

Dołączenie do Sojuszu Hekate było chyba jednym z najlepszych wyborów dokonanych przeze mnie w ostatnich latach. Dlaczego? Otóż zapewniło mi to spokój... o tyle, na ile to możliwe. To znaczy, że obecnie nie muszę tak bardzo się przejmować tym, że ktoś mnie zaatakuje, wdam się w jakiś konflikt itp. Mamy taki niemy pakt ze wszystkimi rasami: "Jeżeli zaatakujecie kogoś z nas, to będziecie mieć do czynienia ze wszystkim".
Poznałam też kilka naprawdę fantastycznych osób, przez co całkowicie zmieniło się moje spojrzenie na świat i postrzeganie istot magicznych. Już podczas szkolenia jesteśmy łączeniu w coś w rodzaju drużyny. Zazwyczaj starają się, żeby był to przedstawiciel każdej grupy i w podobnym wieku... ale jak wiadomo z tym czasami ciężko bywa... chociaż obecnie dołącza dużo młodych osób. Moja drużyna składa się z 3 chłopaków i 2 dziewczyn (z których 1 jestem ja). 
Pierwszym z chłopaków jest Rin (wspominałam już o nim): 27-letni wampir z 1,5-rocznym stażem. Powiedzmy, że znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Kiedy go znaleziono był na skraju śmierci, ale jeden z wampirów Sojuszu uratował go przemieniając w wampira (o co Rin ciągle się wścieka).
Drugi to Kartezjusz: nigdy nie chce nam nic powiedzieć o sobie, tak więc nie znam ani jego wieku (wygląda na 15 lat), ani jaką frakcję reprezentuje. Niemniej wiemy, że pochodzi z Japonii i sprawiał tam dość spore problemy, dlatego wysłano go tutaj.
Ostatni nazywa się Koliber: ma 21 lat i jest dość niski, jak przystało na fauna. Tak, tak... trudno uwierzyć w ich istnienie. Sama też byłam zdziwiona. Dołączył jakiś tydzień po mnie i ma nieco dziwne poczucie humoru, ale można się z nim dogadać.
Jedyną dziewczyną oprócz mnie jest Kalia: ma 19 lat, jak ja i jest czarownicą. Dokładnie nie wie skąd pochodzi jej moc, ale prawdopodobnie odziedziczyła ją po linii ojca, którego nigdy nie poznała.
I na końcu o mnie. Tradycją jest, że po inicjacji wybieramy sobie nowe imię na znak rozpoczęcia "nowego życia". Moje nowe imię to Yuki, czyli po japońsku śnieg :) Niemniej nadal będę podpisywać się swoim starym imieniem.

Teraz przejdę do drugiej części posta... czyli o złych decyzjach.
Po pierwsze: nigdy nie rozpoczęłabym poszukiwań wampirów, gdybym wiedziała, że zakończy się to dzisiejszą sytuacją. Mogłabym wtedy żyć spokojnie, nieświadoma niczego.
Po drugie: nie podjęłabym ponownie decyzji o zostaniu wilkołakiem. I nie chodzi tutaj o ból związany z przemianą czy tracenie kontroli nad własnym ciałem podczas pełni. Ale o tym więcej następnym razem.
Po trzecie: nigdy nie powinnam angażować w moje życie człowieka, nawet zafascynowanego tym światem i świadomego konsekwencji. Na szczęście nie stało się nic poważnego, ale wolę nie myśleć jak poważne mogłyby być konsekwencje moich decyzji. Niemniej naprawiłam swój błąd i zerwałam wszystkie kontakty z przyjaciółmi z liceum, co nie było takie trudne, ponieważ wyjechałam na studia.
To chyba tyle błędów jakie poczyniłam... tak mi się przynajmniej wydaje.

Na koniec powiem tylko kilka słów na temat bloga. Otrzymałam pozwolenie od mistrza na dalsze prowadzenie go i nawet pozwolono mi opisywać tutaj o Sojuszu Hekate, drużynie i treningu (bez podawania szczegółów). Tak więc do następnego piątku.
Yoshike

niedziela, 25 stycznia 2015

Bardzo zabawne

Piszę z telefonu, bo innej opcji nie mam. Stale jestem w ruchu. Dzisiaj akurat siedzę w Warszawie.
Po pierwsze chcę podziękować Rinowi za odzyskanie hasła do bloga, bo zmieniłam hasło... po czym go zapomniałam i miałam przez to problemy z kontem.
Po drugie: wprowadzam od jutra ograniczenia dla komentarzy. Każdy komentarz przejdzie przez zatwierdzenie.
Po trzecie: wracam do starej formy bloga- jeden autor.
Po czwarte: przyznam się Wam do jednej rzeczy... te wszystkie powroty były nieudane, ponieważ ogarnęło mnie pewne zniechęcenie do prowadzenia bloga.
Niemniej kilka osób wzięło się za mnie i poważnie ze mną porozmawiało. Obiecali także, że zmuszą mnie do pisania choćby jednej notki w tygodniu. Najprawdopodobniej w piątki będę zamieszczać wpisy.

Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną przez ten cały czas.
Pozdrawiam