piątek, 6 marca 2015

Historia Kalii

Każdy ma powód do narzekania na rodzinę. U Kalii też się znalazł, jednak moim zdaniem w jej przypadku jest uzasadniony.
Jej matka była typową imprezową dziewczyną, która w wieku 17 lat zaszła przez "przypadek" w ciążę. Dzieckiem nie chciała się zajmować, więc oddała je na wychowanie dziadkom, bo przecież tamtego faceta nie mogła powiadomić, że zostanie tatusiem.
Od dzieciństwa Kalia wykazywała dziwne zdolności: rozmawiała z niewidzialnymi przyjaciółmi, znikała na kilka godzin z domu, bo "chciała się pobawić z leśnymi przyjaciółmi", znosiła do domu przeróżne zwierzątka (kotki, żaby, jaszczurki, wiewiórkę).
Najgorsze przyszło, gdy skończyła 12 lat. Jej moc zaczęła szaleć i dziadkowie zaczęli się bać. Uważali, że z nią jest coś nie tak. Całkowicie zakazali jej używać magii, wysłali do księdza i musiała chodzić do psychologa.
Zaraz po 18. urodzinach spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się. Załatwiła sobie pracę w barze, a od jednego klienta dowiedziała się o klubach dla istot paranormalnych i powiedział, że jest członkiem Sojuszu Hekate i gdyby chciała, to może tam dołączyć.
Zarówno ja, jak i Wy, wiemy, jaką decyzję podjęła. Po zakończeniu treningów Kalia pragnie pracować jako barmanka w jednym z takich klubów magicznych.

Wiem, że post dość krótki, ale tak naprawdę nie ma, co więcej się rozpisywać. Jedyne, co mogę dodać- zapytałam się jej czy próbowała odnaleźć ojca, ale stwierdziła, że nie czuje takiej potrzeby, a poza tym nie miałoby to sensu, ponieważ nie odegrał w jej życiu dotychczas żadnej roli.

2 komentarze:

  1. "Od dzieciństwa Kalia wykazywała dziwne zdolności: rozmawiała z niewidzialnymi przyjaciółmi, znikała na kilka godzin z domu, bo "chciała się pobawić z leśnymi przyjaciółmi"
    To jest zupełnie normalne. Jakieś 85% dzieci ma swojego "niewidzialnego przyjaciela" - z czasem się z tego wyrasta po prostu. Sama, gdy byłam mała, udawałam, że w lesie są wróżki, a sama jestem elfem i z przyjaciółką zostałyśmy zesłane na tę planetę by walczyć w imię dobra. :) I miałam swojego niewidzialnego przyjaciela, nawet kilku, zresztą nie jest to przypadek tylko dzieci - wiele osób ma swojego "dajmona" czy "tulpę", jak zwał tak zwał. Sam Jung gadał ze swoją spersonifikowaną podświadomością, czy coś w tym stylu. Podobno to rozwija i pozwala poznać samego siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, no? Serio? Nadal chce Cię wymyślać? Może książkę napisz- zapewne stanie się bestsellerem.
    Stanowczo wolę poczytać to, co pisze Lupus Pride (nie-swiat.blogspot.com) albo
    http://mrocznaprawdaowampirach.blog.onet.pl/
    chociaż na tym drugim posty nie pojawiają się od kilku lat

    OdpowiedzUsuń